11:57

Przeczytane w Miesiącu - Marzec


Muszę przyznać, że miałam mało czasu w tym miesiącu na prowadzenie bloga (widać to zresztą po liczbie postów). Za to znalazłam chwile, które pozwoliły mi na miły odpoczynek z książką w ręku:) I tym sposobem przeczytałam kilka książek, które wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenia. Na szczęście;)

Mogliście śledzić moje książkowe dzieje na pasku po lewej stronie, więc tytuły na pewno nie są Wam obce. Mam nadzieję, że treść również będzie Wam niedługo znana. A może już jest?;)

Uwaga - zapraszam na PwM Marca!
A więc (pamiętajcie - nie zaczyna się od "a więc"!:p) zacznijmy.

W marcu przeczytałam 5 książek.
Pierwszą z nich był "Przepis na życie - powieść" Agnieszki Pilaszewskiej. Niech się przyzna ten, kto nie oglądał serialu;) Książka wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem. Siostra znalazła ją w bibliotece, więc po przeczytaniu przez K. od razu wpadła w moje ręce. Co możemy tam znaleźć? Przede wszystkim wiernie odtworzony serial (w sumie nic dziwnego, skoro książka powstała już w trakcie kręcenia odcinków), niezmienione perypetie bohaterów oraz ich charaktery. Z przyjemnością przypominałam sobie pierwsze wydarzenia, które miały miejsce w serialu. Wada - no niestety, ale w książce opisany jest w zasadzie...pierwszy sezon. I koniec. Nie zmienia to jednak faktu, że dla zupełnej rozrywki można przeczytać, ponieważ książka jest lekka, miła i rozluźniająca:)


Druga książka, którą przeczytałam wylądowała u mnie z powodu Koleżanek-Wizażanek. Tak zachwalały, że musiałam sprawdzić o co biega. Tym sposobem przeczytałam pierwszą część trylogii Paulliny Simons pod tytułem "Jeździec miedziany". I przepadłam. I się zachwyciłam. I przeżywałam tak, jak nigdy. Perypetie Tanii i Szury zawładnęły moim światem i moją wyobraźnią. Ich los nie należał do łatwych. Poznać się w pierwszym dniu wojny dla ZSRR i się zakochać? Poznać w tym pierwszym dniu wojny chłopca, w którym jest zakochana własna siostra? Przetrwać wojnę, głód, choroby, śmierć bliskich? I być razem? Niemożliwe. A jednak. Tylko że to nie takie proste. Los jest przewrotny, czasami okrutny i książka kończy się w momencie, gdy w zasadzie nic nie wiadomo. A wtedy  z niecierpliwością trzeba czekać na drugą część;) Polecam bardzo! Pewnie nie wszystkim się spodoba, ale wiadomo, że to jest kwestia gustu. Ale wciąga i to w sposób niesamowity.


Z kolei książka Audrey Niffenegger "Lustrzane odbicie" wzbudziła we mnie uczucia..mieszane. Tzn podobała mi się, nawet bardzo. Ale coś w niej było bardzo zastanawiającego. Ten kto czytał "Zaklętych w czasie" tej samej autorki może wie, co mam na myśli. Ale skupmy się na faktach. O czym jest ta zastanawiająca książka? O bliźniaczkach. Jakby tego było mało - o bliźniaczkach, które są swoim lustrzanym odbiciem. Co to oznacza? Jedna ma serce po lewej stronie, druga po prawej. Jedna ma pieprzyk na lewym policzku, druga na prawym. Takie właśnie były Julia i Valentina. Bliźniaczki mieszkające w USA, które odziedziczyły mieszkanie w Londynie po nieznanej im ciotce. Ważny jest jeden szczegół - ciotka nadal mieszkała razem z nimi, tyle że w postaci ducha. Jak to się skończyło? Czy ciotka na zawsze pozostała duchem? Sami się musicie przekonać:)


Wreszcie udało mi się dorwać drugą część "Dziewcząt z Szanghaju"! Długo na to czekałam, praktycznie rok, ale udało się i na półce stoją już przeczytane "Marzenia Joy" Lisy See. Udało mi się znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały od momentu przeczytania pierwszej części. Czy Joy spodobały się Chiny? Czy znalazła ojca? Czy Pearl udało się odnaleźć córkę? Otóż..tak/nie, tak i tak. Dlaczego pierwsza odpowiedź jest łamana dowiecie się z książki;) Pytań oczywiście miałam więcej, przytoczyłam tylko te pierwsze, które mi się nasunęły. Książka pisana w takim samym klimacie i stylu. Zaskakująca, czasami zatrważająca, ukazująca prawdziwą rzeczywistość. Żeby nie zdradzać fabuły powiem tak - życie Joy w Chinach nie było usłane różami, choć na początku była zachwycona. Jednocześnie zaczęły się jej otwierać oczy i zobaczyła jaka jest prawda. Joy jest uparta, trudno ją przekonać, ale uczy się na własnych błędach. W którymś momencie. Czy warto przeczytać? Zdecydowanie tak.



I ostatnia książka, którą była...druga część trylogii Paulliny Simons, czyli "Tatiana i Aleksander". Jak widać udało mi się książkę dostać, udało mi się ją przeczytać. Wrażenia? Inne niż przy pierwszej części. Druga ma zdecydowanie wolniejsze tempo, które zaczyna przyspieszać mniej więcej w połowie. Teraźniejszość jest przeplatana fragmentami z przeszłości, które opisują wydarzenia sprzed spotkania Tanii i Szury. Wydarzenia aktualne są podzielone. Jedne dotyczą życia Tatiany, drugie walki o przetrwanie Aleksandra. Czy jest coś, co mnie rozczarowało? Raczej nie, chociaż mam pewne wątpliwości co do samego zakończenia. Czytając miałam wrażenie, że książka była kończona w pośpiechu, byleby skończyć. Tylko taki jeden szczegół się wkradł;)



To by było na tyle. Mam nadzieję, że któraś z tych książek Was zaciekawiła, zaintrygowała:)
Kolejna PwM już za miesiąc:

;*

6 komentarzy:

  1. Bardzo mnie ciekawi twórczość Paulliny Simons. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś ją poznać.
    Dobry wynik czytelniczy. Oby tak dalej.
    Pozdrawiam i dziękuje za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie muszę przeczytać ,,Marzenia Joy":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam najpierw sięgnąć (jeśli oczywiście jeszcze nie czytałaś) po pierwszą część, czyli "Dziewczęta z Szanghaju", ponieważ są tam opisane losy Pearl i May, które..hmm..uwarunkowały życie Joy:)

      Usuń
  3. O matko, matko! Kompletnie zapomniałam o Dziewczętach z Szanghaju, jak się niezmiernie cieszę, że mi przypomniałaś :) Jak najszybciej po nią sięgnę, nie ma bata.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger