14:48

"Delicje ciotki Dee" Teresa Hołówka


Był taki czas, kiedy wiele osób dochodziło do wniosku, że lepiej będzie im się wiodło w innym kraju, a takim krajem na pewno będzie USA. Najczęściej ludzie jechali tam wyłącznie w celach zarobkowych, po czym stwierdzali, że nie mają po co wracać do Polski i osiadli już na stałe w Stanach.
Przypadek opisany w tej książce wygląda nieco inaczej. Teresa Hołówka wyjechała do Stanów razem z mężem i dziećmi na określony czas. Od początku wiedzieli, że po zakończeniu kontraktu wrócą do kraju. I tak się stało. 
Książka przedstawia jak wyglądało życie Polaków zaraz po przyjeździe do USA w latach 80. XX wieku. Polaków, którzy nie do końca znając obcy język, muszą w jakiś sposób zaaklimatyzować się i odnaleźć w amerykańskiej rzeczywistości, tak różnej od polskiej. Możemy dowiedzieć się jak wtedy funkcjonowała opieka zdrowotna, szkolnictwo, rynek pracy, kontakty z ludźmi. Wszystko opisane jest w miarę dokładnie, łącznie z reakcjami Polaków (i nie tylko) na takie, a nie inne panujące zasady, których nie da się przeskoczyć.
Teresa chciała zrobić rodzinie prawdziwą, tradycyjną Wigilię. Chciała. Nie do końca wyszło. Gdzie może znaleźć składniki, dzięki którym mąż i dzieci poczują smaki, za którymi tak bardzo tęsknią? Okazuje się, że problemem jest zrobienie zwykłego ciasta ze śliwkami, ponieważ nie tylko mąka nie taka, ale nawet owoce nie spełniają oczekiwań polskiego konsumenta.
Bohaterka książki szukała pracy. Jakiejkolwiek, byleby poprawić byt rodziny. Udało się. Co prawda na czarno, ale znalazła zajęcie. Pracując u pewnej pani dowiedziała się, dlaczego przed domami Amerykanów nie można znaleźć kwiatów. Odpowiedź była tyle prosta, co szokująca. Po co hodować chwasty?
Właśnie takie i inne przypadki możemy znaleźć na kartach tej książki.

Osobiście mam mieszane uczucia. Zdaję sobie sprawę z tego, że inny kraj, to zupełnie inny świat, szczególnie w tamtych czasach. Wiem, że rzeczywistość pokazana w tej książce jest już mocno zdezaktualizowana. W końcu trochę lat jednak minęło. Rozumiem, że autorka chciała pokazać tą gorszą stronę emigracji, choćby tymczasowej, która nigdy nie jest łatwa. Ale mam wrażenie, że jednak trochę w pewnych momentach przesadzała. Być może się mylę, ale po przeczytaniu tej książki pozostało we mnie coś niedowierzającego. Książkę czytałam w lipcu, a nadal to coś we mnie jest. Ale może się mylę. Oceńcie sami;)

;*


7 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że przeczytałabym ;) Mam wrażenie, że autorka tej książki ma jakiś uraz do Amerykanów, nie wierzę, że jest (i było) u nich aż tak dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, sama o tym myślałam. W tamtych czasach członkowie mojej rodziny także wyjeżdżali do Stanów. Nigdy nie twierdzili, że było im łatwo i często przytaczali opowieści o różnicach jakie zauważyli, ale nigdy nie miało to takiego wydźwięku, jak ta książka.

      Usuń
  2. Na książkę chwilowo się nie skuszę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie kiedyś przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkania z tą książką, to ciekawe doświadczenie, więc polecam:)

      Usuń
  4. Mieszkam od 2 lat w Stanach...i zdziwiło mnie bardzo, jak wiele rzeczy nadal jest prawdziwych, choć niby swiat się tak bardzo zmienił, Polska wydawałaby się już nie być bardzo innym krajem...jednak mentalność bardzo się różni i Hołówka mistrzowsko to spostrzega okiem wnikliwego socjologa i przezabawnie opisuje...wiele bardzo bliskich porównań...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger