Źródło zdjęcia |
Rodzice przez całe życie swojego dziecka, nawet podczas ciąży, martwią się. Nie chcą, żeby spotkało je coś złego, boją się, że będzie musiało cierpieć. Choroba jest chyba tym, czego rodzicie obawiają się najbardziej. Nie mają wpływu na jej pojawienie się, często wyleczenie dziecka jest poza ich możliwościami. Patrzą, jak ich syn czy też córka dzień za dniem walczy o zdrowie, życie. Tak właśnie było w przypadku Isabell Zachert, która będąc nastolatką dowiedziała się, że jest chora, że ma mięsaka, guza tkanki łącznej.
Christel Zachert dziesięć lat po śmierci córki postanawia napisać książkę, która byłaby wspomnieniem Isabell, zapisem ostatniego roku jej życia. Ta książka nie jest tylko opisem tego, co przeżywała Isabell, jakie kolejne badanie i sposoby leczenia podejmowała. Podczas czytania napotkamy listy, które chora pisała do rodziny i przyjaciół, odpowiedzi na nie, a także zapiski z pamiętnika Isabell, często pisane ręką matki z powodu braku sił.
Tak trudno uwierzyć w chorobę bliskiej osoby, w tak ciężką chorobę! U Isabell początkowo podejrzewana grypę, która przybrała trochę cięższą formę niż zwykle. Nikt nie przypuszczałby, że diagnoza w ciągu kilku tygodni może się tak diametralnie zmienić. Jednak tak właśnie się stało. Rodzice dziewczyny podjęli wszelkie starania, aby rozpocząć walkę z czymś dla nich nieznanym, co chciało zabrać im dziecko. Udawało im się przez ponad rok. W tym czasie Isabell przeżywała lepsze i gorsze chwile. Zmagała się z nadzieją i depresją, szczęściem i złością, miłością i nienawiścią. Te wszystkie uczucia dawały jej niesamowitą siłę, wolę walki, dzięki której przeżyła tak długi czas.
Książka jest specyficznie zbudowana. Jak już wspomniałam składają się na nią listy i zapisy z pamiętnika. Nadaje to jej niesamowicie osobisty charakter. Miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś obok mnie tym bardziej, że Christel zapisała wszystko w taki sposób, jakby zwracała się do zmarłej córki. Pisze o tym, jakie wsparcie dziewczyna miała ze strony rodziny i przyjaciół, jak wszyscy modlili się, aby pokonała walkę z chorobą i mogła wrócić do domu, do nich.
Od pierwszej strony zakończenie jest znane. Isabell przegrała po rocznej walce z nowotworem. Z ostatnich jej słów można się domyślić, że na tym etapie śmierć nie była dla niej czymś, czego się bała. Wręcz przeciwnie, była dla niej ulgą. Pozostawiła wszystko losowi. Czy opuściła ją wola walki? Być w może w pewnym sensie tak. Była to jednak decyzja pełna odwagi i determinacji. Oczywiście, że są takie rzeczy i wydarzenia, których Isabell ominęły i przed śmiercią była tego świadoma. Czuła żal, że nie będzie jej dane ich doświadczyć.
Po Spotkamy się kiedyś w moim raju sięgnęłam z pełną świadomością tego, co znajdę w środku. Tytuł mówił sam za siebie. Znalazłam opowieść o dziewczynie, która chciała żyć, walczyła o życie, a mimo tego nie było jej to dane. Znalazłam opowieść o niebywale odważnej nastolatce, w pełni świadomej tego, co ją czeka. O jej rodzicach, którzy mogli tylko patrzeć, jak z każdym dniem ich dziecko odchodzi, powoli gaśnie. Nie jest to współczesna opowieść. Życie Isabell zakończyło się w listopadzie 1982 roku, Christel zdecydowała się na napisanie książki dziesięć lat później. Oznacza to, że różnica pomiędzy obecnymi sposobami leczenia a tymi z początku lat 80. jest ogromna. Zresztą, przecież nawet teraz tyle osób umiera z powodu różnego rodzaju nowotworów.
Co ta książki czyni swoim istnieniem? W pewnym sensie uświadamia, otwiera oczy na pewne sprawy. Jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z tego rodzaju chorobą, cierpieniem, śmiercią, nawet w książkach, to może przeżyć pewnego rodzaju wstrząs. Jednak taka wiedza jest potrzebna. Ludzie muszą być świadomi tego, co dzieje się z drugim człowiekiem podczas choroby. Dlatego właśnie trzeba docenić to, co zrobiła Christel Zachert. Wydanie tej książki nie było dla niej łatwe. W pewnym sensie musiała wszystko od nowa przeżyć, każdą sytuację, każdy szczegół. Ja ją podziwiam, że świadomie się na to zgodziła. Każdy powinien ją podziwiać.
Christel Zachert dziesięć lat po śmierci córki postanawia napisać książkę, która byłaby wspomnieniem Isabell, zapisem ostatniego roku jej życia. Ta książka nie jest tylko opisem tego, co przeżywała Isabell, jakie kolejne badanie i sposoby leczenia podejmowała. Podczas czytania napotkamy listy, które chora pisała do rodziny i przyjaciół, odpowiedzi na nie, a także zapiski z pamiętnika Isabell, często pisane ręką matki z powodu braku sił.
Tak trudno uwierzyć w chorobę bliskiej osoby, w tak ciężką chorobę! U Isabell początkowo podejrzewana grypę, która przybrała trochę cięższą formę niż zwykle. Nikt nie przypuszczałby, że diagnoza w ciągu kilku tygodni może się tak diametralnie zmienić. Jednak tak właśnie się stało. Rodzice dziewczyny podjęli wszelkie starania, aby rozpocząć walkę z czymś dla nich nieznanym, co chciało zabrać im dziecko. Udawało im się przez ponad rok. W tym czasie Isabell przeżywała lepsze i gorsze chwile. Zmagała się z nadzieją i depresją, szczęściem i złością, miłością i nienawiścią. Te wszystkie uczucia dawały jej niesamowitą siłę, wolę walki, dzięki której przeżyła tak długi czas.
Książka jest specyficznie zbudowana. Jak już wspomniałam składają się na nią listy i zapisy z pamiętnika. Nadaje to jej niesamowicie osobisty charakter. Miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś obok mnie tym bardziej, że Christel zapisała wszystko w taki sposób, jakby zwracała się do zmarłej córki. Pisze o tym, jakie wsparcie dziewczyna miała ze strony rodziny i przyjaciół, jak wszyscy modlili się, aby pokonała walkę z chorobą i mogła wrócić do domu, do nich.
Od pierwszej strony zakończenie jest znane. Isabell przegrała po rocznej walce z nowotworem. Z ostatnich jej słów można się domyślić, że na tym etapie śmierć nie była dla niej czymś, czego się bała. Wręcz przeciwnie, była dla niej ulgą. Pozostawiła wszystko losowi. Czy opuściła ją wola walki? Być w może w pewnym sensie tak. Była to jednak decyzja pełna odwagi i determinacji. Oczywiście, że są takie rzeczy i wydarzenia, których Isabell ominęły i przed śmiercią była tego świadoma. Czuła żal, że nie będzie jej dane ich doświadczyć.
Po Spotkamy się kiedyś w moim raju sięgnęłam z pełną świadomością tego, co znajdę w środku. Tytuł mówił sam za siebie. Znalazłam opowieść o dziewczynie, która chciała żyć, walczyła o życie, a mimo tego nie było jej to dane. Znalazłam opowieść o niebywale odważnej nastolatce, w pełni świadomej tego, co ją czeka. O jej rodzicach, którzy mogli tylko patrzeć, jak z każdym dniem ich dziecko odchodzi, powoli gaśnie. Nie jest to współczesna opowieść. Życie Isabell zakończyło się w listopadzie 1982 roku, Christel zdecydowała się na napisanie książki dziesięć lat później. Oznacza to, że różnica pomiędzy obecnymi sposobami leczenia a tymi z początku lat 80. jest ogromna. Zresztą, przecież nawet teraz tyle osób umiera z powodu różnego rodzaju nowotworów.
Co ta książki czyni swoim istnieniem? W pewnym sensie uświadamia, otwiera oczy na pewne sprawy. Jeśli ktoś nie miał wcześniej styczności z tego rodzaju chorobą, cierpieniem, śmiercią, nawet w książkach, to może przeżyć pewnego rodzaju wstrząs. Jednak taka wiedza jest potrzebna. Ludzie muszą być świadomi tego, co dzieje się z drugim człowiekiem podczas choroby. Dlatego właśnie trzeba docenić to, co zrobiła Christel Zachert. Wydanie tej książki nie było dla niej łatwe. W pewnym sensie musiała wszystko od nowa przeżyć, każdą sytuację, każdy szczegół. Ja ją podziwiam, że świadomie się na to zgodziła. Każdy powinien ją podziwiać.
Dobrze, że takie książki powstają i zmuszają do myślenia.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Warto po nie sięgać, szkoda tylko, że czynimy to tak rzadko.
UsuńNie słyszałam nigdy o tej książce, ale jak widać, jest to niezwykle mądra, poruszająca lektura. Zatem będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie należy do najnowszych. Ja trafiłam na nią zupełnym przypadkiem (co u mnie zdarza się bardzo często;) i po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że muszę ją przeczytać. Mam nadzieję, że udało mi się odkryć "starą" książkę na "nowo" dla innych:)
UsuńNie słyszałam o tej książce. Postaram się bliżej z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńNie będziesz żałować poświęconego jej czasu.
UsuńZaintrygowała mnie bardzo, na tyle mocno, że jutro wybiorę się do biblioteki w poszukiwaniu tego tytułu, mam tylko nadzieję, że znajdę ją u siebie, i że słownictwo jest w miarę przystępne. Nie wyobrażam sobie siebie męczącej się z archaizmami w języku angielskim...
OdpowiedzUsuńA propos książek, nie umiem nie polecić mojej ulubionej- Bohaterowie Umierają Matthew Stoover. Nietuzinkowy styl, ciągłość akcji i intrygujący, a zarazem tacy ludzcy i zwyczajni bohaterowie. Powieść o tym jak każdy z bohaterów umiera na swój sposób, niekoniecznie mowa tu o śmierci fizycznej. Nie umiem jej nie polecać. Cudowna!
Udało się ją znaleźć?
UsuńZ pewnością poruszająca lektura. Warto zapoznawać się z takimi książkami.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Otwierają oczy na pewne sprawy.
UsuńJuż po tym, że to powieść w formie pamiętnika wiedziałam, że mnie poruszy. Zwykle wolę omijać podobne pozycje, nie lubię wylewać łez i żałować bohaterów, ale możliwe, że tu zrobię wyjątek i przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Powiem tak. Wiadomo, że było mi żal Isabell i nadal jest, ale trochę inaczej się do tego podchodzi mając wgląd w jej listy i osobiste zapiski, widząc jej podejście do choroby.
Usuń