Źródło zdjęcia |
Mamy przed sobą pięć opowiadań, które przeniosą nas w świat jednocześnie znany i obcy. Każde z tych opowiadań pokaże nam miasto z innej strony. Być może także z takiej, z której w ogóle go nie znamy. Będzie to dla nas oznaczało zaskoczenie, oczekiwanie, ciekawość, uświadomienie, poznanie i wiele tym podobnych. Czy będą to dla nas ważne informacje? Owszem, będą istotne. Choćby z tego powodu, że będziemy mieli okazję do spojrzenia na miasto i jego mieszkańców pod zupełnie innym kątem.
Maciej Bobula, Katarzyna Gondek, Adam Miklasz, Aleksander Przybylski i Michał Zantman zaprezentowali nam swoje opowiadania w prostym celu - miasto ma swoje warstwy i warto je odkryć, poznać. Dzięki autorom zostajemy zabrani w do wnętrza struktury miejskiej, która pochłonie nas całym swoim jestestwem.
Bardzo trudno jest opisać to, co zostało zawarte w opowiadaniach. Nie chciałabym zbyt wiele zdradzać, ale jednocześnie moim pragnieniem jest pokazanie, jak wartościowa jest ta książka. Początkowo podchodziłam do niej ze sporą dozą rezerwy. Dlaczego? Ponieważ wobec takich właśnie opowiadań mam takie uczucie do momentu, aż ich nie przeczytam. Już pierwsze opowiadanie sprawiło, że zatraciłam się w tej książce. Tutaj zaznaczę, że jeśli chodzi o moją opinię, to właśnie Petycja oraz Kontrabasistka są najlepszymi opowiadaniami. Ukłon w stronę autora Kontrabasistki - zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel (a dokładniej siedzenie autobusu). Po dotarciu do ostatniej kropki wyraz mojej twarzy musiał być bezcenny:)
Każde z opowiadań ma swój niepowtarzalny klimat. Elementy w nich zawarte nie są zarezerwowane dla konkretnego tytułu. Zdarza się, że występują także w innych tekstach, jako swego rodzaju uzupełnienie i dopowiedzenie. W ten sposób książkę postrzegam jako całość, a nie oderwane od siebie historie. Jednocześnie każda z nich opowiadała o czymś innym, co czyniło je także całkowicie indywidualnymi i samodzielnymi tworami. Właśnie dlatego lubię czasami sięgnąć po takie opowiadania, ponieważ nigdy do końca nie wiadomo, czym zaskoczy nas kolejne. Bohaterowie są bardzo wyraziści. Nie ma potrzeby zastanawiania się dlaczego ktoś postępuje tak, a nie inaczej. Poznając ich niejednokrotnie śmiałam się pod nosem, a czasami obawiałam się tego, co może zdarzyć się za chwilę, już za moment.
Mimo tych zalet nie jestem w stanie wysoko ocenić tej książki. Powód jest dosyć prozaiczny. Jak już wyżej napisałam po takie antologie mam sięgam czasami. Zresztą na pewno widać to po tym, że rzadko pojawiają się na blogu. Zdecydowanie bardziej skłaniam się ku powieściom, takie to już moje nieszczęsne upodobania. Klechdy miejskie nie są złą książką, nie myślcie tak. Czytając ją spędziłam naprawdę miłe chwile, jest napisana przystępnym językiem. Tutaj wkracza kwestia osobistego podejścia.
Antologia Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie nie jest zwyczajną książką. Zabiera nas w podróż mającą na celu poznania tworu jakim jest miasto od wewnątrz. Jak wspomniałam już na początku, miasto ma swoje warstwy, ma także takie przestrzenie, których gołym okiem nie jesteśmy w stanie zauważyć i pojąć. Legendy miejskie mają swego rodzaju charakterek. Są zupełnie fantastyczne, a jednocześnie do bólu prawdziwe. Od nas zależy to, w jaki sposób je traktujemy. Z przymrużeniem oka czy całkowicie na poważnie? Ignorujemy czy bierzemy pod uwagę fakt, że może być w nich coś realnego? Sami musimy podjąć tę decyzję.
Maciej Bobula, Katarzyna Gondek, Adam Miklasz, Aleksander Przybylski i Michał Zantman zaprezentowali nam swoje opowiadania w prostym celu - miasto ma swoje warstwy i warto je odkryć, poznać. Dzięki autorom zostajemy zabrani w do wnętrza struktury miejskiej, która pochłonie nas całym swoim jestestwem.
Bardzo trudno jest opisać to, co zostało zawarte w opowiadaniach. Nie chciałabym zbyt wiele zdradzać, ale jednocześnie moim pragnieniem jest pokazanie, jak wartościowa jest ta książka. Początkowo podchodziłam do niej ze sporą dozą rezerwy. Dlaczego? Ponieważ wobec takich właśnie opowiadań mam takie uczucie do momentu, aż ich nie przeczytam. Już pierwsze opowiadanie sprawiło, że zatraciłam się w tej książce. Tutaj zaznaczę, że jeśli chodzi o moją opinię, to właśnie Petycja oraz Kontrabasistka są najlepszymi opowiadaniami. Ukłon w stronę autora Kontrabasistki - zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel (a dokładniej siedzenie autobusu). Po dotarciu do ostatniej kropki wyraz mojej twarzy musiał być bezcenny:)
Każde z opowiadań ma swój niepowtarzalny klimat. Elementy w nich zawarte nie są zarezerwowane dla konkretnego tytułu. Zdarza się, że występują także w innych tekstach, jako swego rodzaju uzupełnienie i dopowiedzenie. W ten sposób książkę postrzegam jako całość, a nie oderwane od siebie historie. Jednocześnie każda z nich opowiadała o czymś innym, co czyniło je także całkowicie indywidualnymi i samodzielnymi tworami. Właśnie dlatego lubię czasami sięgnąć po takie opowiadania, ponieważ nigdy do końca nie wiadomo, czym zaskoczy nas kolejne. Bohaterowie są bardzo wyraziści. Nie ma potrzeby zastanawiania się dlaczego ktoś postępuje tak, a nie inaczej. Poznając ich niejednokrotnie śmiałam się pod nosem, a czasami obawiałam się tego, co może zdarzyć się za chwilę, już za moment.
Mimo tych zalet nie jestem w stanie wysoko ocenić tej książki. Powód jest dosyć prozaiczny. Jak już wyżej napisałam po takie antologie mam sięgam czasami. Zresztą na pewno widać to po tym, że rzadko pojawiają się na blogu. Zdecydowanie bardziej skłaniam się ku powieściom, takie to już moje nieszczęsne upodobania. Klechdy miejskie nie są złą książką, nie myślcie tak. Czytając ją spędziłam naprawdę miłe chwile, jest napisana przystępnym językiem. Tutaj wkracza kwestia osobistego podejścia.
Antologia Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie nie jest zwyczajną książką. Zabiera nas w podróż mającą na celu poznania tworu jakim jest miasto od wewnątrz. Jak wspomniałam już na początku, miasto ma swoje warstwy, ma także takie przestrzenie, których gołym okiem nie jesteśmy w stanie zauważyć i pojąć. Legendy miejskie mają swego rodzaju charakterek. Są zupełnie fantastyczne, a jednocześnie do bólu prawdziwe. Od nas zależy to, w jaki sposób je traktujemy. Z przymrużeniem oka czy całkowicie na poważnie? Ignorujemy czy bierzemy pod uwagę fakt, że może być w nich coś realnego? Sami musimy podjąć tę decyzję.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję portalowi Sztukater
Rzadko sięgam po zbiór opowiadań, bo jakoś nie potrafią mnie wciągnąć. Nie wiem dlaczego tak jest, kilka razy natknęłam się na ciekawy zbiór, w większości przypadków jednak to nie było dla mnie. W tym wypadku też wydaję mi się, że to książka raczej nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńU mnie też opowiadanie nie są często czytane, jednak czasami warto po nie sięgnąć:)
UsuńA ja lubię antologię opowiadań, cenię sobie bowiem różnorodność. Właśnie teraz podobny zbiór czytam :)
OdpowiedzUsuńMa ona swoje zalety:)
UsuńTo nie dla mnie, ale z chęcią przeczytałam Twoją opinię:)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńNie interesuje mnie ta książka ,zwłaszcza,że sama jej nie polecasz ;)
OdpowiedzUsuńCzasami warto się samemu przekonać o tym, czy książka jest warta polecenia, nie zwracając uwagi na opinię innych:)
Usuń