Źródło zdjęcia |
Po rodzicach i przodkach dziedziczymy wiele różnych cech. Czasami nie jesteśmy tego nawet świadomi i ten fakt dociera do nas dopiero podczas bezpośredniego spotkania. Czujemy wtedy zaskoczenie, bo jak to? Jesteśmy do siebie aż tak podobni? Przecież wcześniej nie było to takie wyraźne! Brianna nawet nie przypuszczała, że po swoim prawdziwym ojcu, Jamesie Fraserze, odziedziczyła tak wiele cech, przez które jest do niego tak podobna, a jednak to prawda. Czasami przynosi jej to szczęście, czasami pecha, ale po pewnym czasie i tak czuje się z tego powodu dumna. Jednak żeby poczuła tę dumę musiało wiele się wydarzyć w ich życiu.
Claire, Jamie i Ian starają się ułożyć sobie życie w Ameryce. Wszystko to trwa, ale w końcu udaje im się znaleźć odpowiedni kawałek ziemi, na którym postanawiają się osiedlić i w ten sposób powstaje Fraser's Ridge. Znaleźli swoje miejsce na ziemi i wiodą spokojne życie, a przynajmniej starają się, żeby było ono spokojne. Od czasu do czasu zdarzają się między nimi większe i mniejsze spięcia, napotykają pewne trudności, ale dzięki ich poczynaniom, w zasadzie, ze wszystkich sytuacji wychodzą z obronną ręką. Są świadomi tego, że jeśli w jakichkolwiek okolicznościach pomyśleliby nawet o częściowej choćby rezygnacji, oznaczałoby to, że się poddali, a to skierowałoby ich prostą drogą do nieuniknionej klęski.
Tymczasem Brianna źle znosi rozstanie z matką. Pozornie dzielnie się trzyma i daje sobie radę, ale tak naprawdę jest to dla niej bardzo trudny czas. Może liczyć na Rogera oraz przyjaciela matki, jest tego jak najbardziej świadoma, jednak nie powstrzymało jej to przed podjęciem tej ostatecznej decyzji. Poczuła, że musi odnaleźć rodziców w przeszłości i zrobi wszystko, żeby tak się stało. Biorąc pod uwagę fakt, że po swoim prawdziwym ojcu odziedziczyła nieopisany poziom upory, to nie mogło się jej nie udać. Jednego była pewna. Jej życie diametralnie się zmieniło i to w taki sposób, że nie mogła nawet wziąć pod uwagę odwrotu.
Według mnie Jesienne werble utrzymały poziom Podróżniczki (recenzja). Jak zawsze przy kolejnych częściach danej sagi miałam obawy dotyczące poziomu, ale w tym przypadku były one bezpodstawne. Oczywiście, nie obyło się bez takich fragmentów, które potrafiły w pewien sposób znużyć czytelnika, ale nie było ich wiele i dodatkowo zaraz po nich akcja ponownie nabierała tempa
Bardzo spodobało mi się to, że akcja była przedstawiana z punktu widzenia większej ilości osób. Dzięki temu miałam okazję do jeszcze lepszego poznania charakterów bohaterów, porównania ich i zrozumienia. O wiele lepiej poznałam postać Brianny. W tym tomie zostało jeszcze bardziej uwidocznione jej podobieństwo do klanu Fraserów. Temperament córki Jamiego jest coraz szerzej znany i dla reszty bohaterów zdecydowanie najlepszym wyjściem jest opuszczenie pomieszczenia, w którym ojciec z córką dochodzą swoich racji.
Co mnie uderzyło w Jesiennych werblach to to, że w bardzo konkretny sposób została przedstawiona rodzina, przywiązanie do niej. Wartości, które zostały opisane w tej książce są niezmiernie ważne. Do tej pory Diana Gabaldon skupiała swoją uwagę na miłości, historii i przygodnie. Tym razem sięgnęła po coś ważniejszego, dzięki czemu po połączeniu tego z wcześniejszymi elementami, powstała książka zdecydowanie inna od wcześniejszych tomów.
Czwarta część Obcej mnie nie rozczarowała. Odrobinę zmieniła moje zdanie na temat całej sagi i wzbudziła jeszcze większą ciekawość co do kolejnych tomów. Jestem bardzo ciekawa tego, co jeszcze może się przydarzyć bohaterom, a trzeba wziąć pod uwagę, że następne tytuły tej serii są coraz obszerniejsze.
Za możliwość przeczytania Jesiennych werbli dziękuję portalowi Sztukater
Postuluję o przedłużenie jesieni, żebym zdążyła przeczytać wszystko, co sobie założyłam. :) Widzę kolejną pozycję, którą sobie dopisuję do listy.
OdpowiedzUsuńFaktycznie takie przedłużenie mogłoby się przydać:)
UsuńNajważniejsze, że Cię nie rozczarowała. A cała saga wydaje się naprawdę ciekawa.
OdpowiedzUsuńCo to, to nie. Oby tak samo było z kolejnymi tomami:)
Usuń