Źródło zdjęcia |
Może się wydawać, że Afryka jest daleko od nas, a mieszkający tam ludzie różnią się od nas jak długopis od skakanki. Faktycznie, mają inny kolor skóry, obyczaje i tradycje, ale jest coś, co nas z nimi nierozerwalnie łączy - miłość do dobrego jedzenia, które powstaje z ogromnym uczuciem.
Tannie Maria kocha jedzenie. Nie tylko jako czynność, ale także wszystko to, co wiąże się z jego przygotowaniem. Według niej gotować należy z miłością, dla osób, które się kocha. Maria jest tym bardziej szczęśliwa, że nie musi traktować gotowania tylko hobbystycznie. Może je wplatać w swoje życie zawodowe, a nawet musi to robić, ponieważ zajmuje się rubryką kulinarną w Gazecie Małego Karru, gdzie później udziela rad czytelnikom, również na bazie gotowania i przepisów. Dzięki temu dociera do sedna ludzkich problemów i naprawdę pomaga tym osobom.
Właśnie dzięki listom dowiaduje się o tym, w jaki sposób jest traktowana jedna z kobiet w mieście, co planuje, a jak nie chce żyć. Tannie Maria stara się jej pomóc, ale jest za późno. Nagle pojawia się tak wiele pytań bez żadnej odpowiedzi, ale własnie tę odpowiedź trzeba koniecznie poznać! Jak się okazuje nie dotyczą one tylko i wyłącznie zbrodni, o nie. Są związane z życiem samej głównej bohaterki, której zaskoczenie nie ma granic, gdy poznaje także tak wiele szczegółów o... samej sobie.
Przepisy na miłość i zbrodnię, to nie jest zwykła książka, choć można tak pomyśleć na pierwszy rzut oka. Jeśli ktoś spodziewa się elementów obyczajowych, spokojnie je znajdzie. Romans? Nie ma problemu, jest. Kryminał? Mówisz i masz. Ta książka jest tak bardzo różnorodna, że w pewnych momentach bałam się, że wszystko posypie się w drobny mak i będzie nie do przeczytania. Jednak było zupełnie inaczej.
Sally Andrew stworzyła niesamowitą powieść z cudownym klimatem. W sposób mistrzowski połączyła ze sobą kilka gatunków, a efekt jej pracy naprawdę mnie zaskoczył. Jestem zauroczona tą powieścią. Potrawy, które były w niej opisywane były tak egzotyczne, a zarazem tak swojskie, że na samą myśl ślinka mi ciekła, bo tak chciałam ich spróbować. Momentami opisy były tak realistyczne, że można było poczuć ich zapach!
Do samej bohaterki początkowo nie mogłam się jakoś przekonać. Coś mi w niej nie pasowało, jednak z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej przypadała mi do gustu. Kojarzyła mi się z taką kochaną ciocią, która zawsze znajdzie dobre słowo, doradzi i pocieszy, a oprócz tego okazała się odważną i twardą babką, nie dającą się zaskoczyć nikomu i niczemu, poza własnymi uczuciami.
Bardzo się cieszę, że miałam możliwość poznać tę książkę. Jestem ciekawa czy inni jej czytelnicy, tak samo jak ja, zostali wciągnięci w jej afrykański i aromatyczny klimat? :)
Za możliwość przeczytania Przepisów na miłość i zbrodnię serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu
Skoro jesteś zauroczona, zainteresowała mnie ta książka. Zbiera dobre recenzje.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i przyznać muszę że sama byłabym nią niezmiernie zauroczona :)
OdpowiedzUsuńCzy zgrzeszę, jeśli powiem,że zakochałam się w tej okładce? Uwielbiam Afrykę, dobre jedzenie i wciagającą treść książki. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła :D
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie:
przemyslankaczyta.blogspot com
I pozdrawiam :D