Źródło zdjęcia |
Lubię książki, w których fabuła jest taka... życiowa. To chyba dobre określenie. Niektóre powieści mają to do siebie, że opisana w nich historia wydaje się tak idealna, że aż nierzeczywista i trudna do wyobrażenia sobie w realnym świecie. Szczęście na widelcu reprezentuje zupełnie inną grupę powieści i bardzo mnie to cieszy. Czytając tę powieść mamy okazję przenieść się do świata nie tylko ludzkiego, ale także smacznego. Włoskie dania mają swój niepowtarzalny charakter i klimat, chyba nie można temu zaprzeczyć ;)
Szczęście na widelcu. Powieść w pięciu daniach pożyczyłam od koleżanki. Nie znałam wcześniej tego tytułu i zwyciężyła ciekawość. Tym sposobem opuściłam jej mieszkanie z dwoma książkami (druga to Póki pies nas nie rozłączy, ale o tym innym razem). Jak tylko skończyłam wcześniej rozpoczęte lektury wzięłam się za Szczęście... I to był bardzo dobry pomysł.
Na kartach tej książki mamy okazję poznać Mirę Rinaldi, która kiedyś była szczęśliwą kobietą, współwłaścicielką trattorii Grappa, mężatką, spodziewającą się pierwszego dziecka.Wszystko wyglądałoby naprawdę bajkowo, gdyby nie jedna rysa. To wszystko, co napisałam wyżej zostało ujęte w czasie przeszłym. Nie bez powodu. Mira została matką, ale nie jest już żoną, lecz zdradzoną kobietą. Aby dalej być współwłaścicielką swojego oczka w głowie, Grappy, musi walczyć jak lwica, co okazuje się być mizerne w skutkach. Przestaje być także osobą wolną od jakichkolwiek zarzutów i musi uczestniczyć w terapii dla osób nieradzących sobie z gniewem i agresją. Podsumowując - wszystko się wali i nie ma większych perspektyw na to, że sytuacja miałaby ulec poprawie.
Mira jest zaradną kobietą, twardo stąpającą po ziemi, ale czuje się naprawdę bezradna. Jakoś się jej nie dziwię. Trudno zachować zimną krew i spokój, kiedy cale dotychczasowe życie okazuje się być tylko jakimś wspomnieniem. Bohaterka popełniła błąd i popełnia kolejne. Nie chcę jej w żaden sposób usprawiedliwiać, nie pochwalam wszystkich jej wyborów, ale... naprawdę nie mam pojęcia w jaki sposób sama bym się zachowała na jej miejscu. Mężowi pewnie wydrapałabym oczy, więc Mira i tak postąpiła dość łagodnie ;)
Ktoś może stwierdzić, że ta książka jest zwykłym czytadłem dla kobiet i ja się z nim zgadzam. Ale! Nie tak do końca :) Nie jest to typowe romansidło, raczej lekka i przyjemna powieść obyczajowa z dobrze przedstawionym wątkiem kulinarnym, bo tego nie brakuje. Czy jest prosta? Tak! I w całej swojej prostocie naprawdę dobra. Może nie nazwałbym tej książki jakimś arcydziełem, ale spędziłam z nią bardzo przyjemnie czas i z chęcią kiedyś do niej wrócę (mam do tego tendencję, jak już pewnie zauważyliście ☺).
Chętnie przeczytałabym tę książkę. Zapowiada sie klimatycznie i ciekawie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam do lektury :)
Usuń