Źródło zdjęcia |
Czas II wojny światowej należy chyba do najtrudniejszych i najbardziej okrutnych, jakie miały miejsce w historii ludzkości. Z tego właśnie powodu pisanie oraz czytanie na ten temat również nie jest najprostsze. Dla mnie jest to bardzo trudne, ponieważ nie potrafię być obojętna na to, co działo się w przeszłości. Po prostu nie. Wszystko, co wtedy się wydarzyło jest okrutne, dlatego bardzo cenię autorów, którzy mimo takiej trudności podjęli się wyzwania i napisali powieść, której akcja dzieje się właśnie w tym czasie. Efekty niekoniecznie zawsze są zadowalające, ale zawsze doceniam starania. Jak było w przypadku tej książki?
Akcja zaczyna się w kwietniu 1943 roku, kiedy Stanisławowi Morowskiemu cudem udaje się uciec przed działaczami ukraińskimi, których celem była eksterminacja Polaków na Wołyniu. Jego sytuacja jest o tyle trudna, że w pierwszym ataku Ukraińców stracił całą rodzinę. Nie miał czasu na żałobę i smutek, musiał szybko się otrząsnąć, żeby móc rozpocząć walkę o życie. Dołączył do innych ocalałych, aby wraz z nimi brać udział w atakach i patrolach.
Życie Stanisława zmieniło się nie do poznania. Jeszcze kilka lat wcześniej nawet nie przypuszczał, że może tak wyglądać. Nie ma w nim miejsca na uczucia czy emocje. Liczy się tylko to, aby przetrwać i doprowadzić do końca to, co się zaczęło. Przyjmuje pseudonim "Len" i robi wszystko, żeby Polska mogła przetrwać, tak samo jak oni.
Fabuła jest oparta na autentycznych wydarzeniach, a wszystko zostało bardzo szczegółowo opisane. Każda akcja jest rozłożona na czynniki pierwsze, wszystko jest tak dokładnie przedstawione, że czasami zastanawiałam się, czy nie aż za bardzo. Książka przybrała formę reportażu, co na dłuższą metę było odrobinę męczące. Tak wyglądała wojenna rzeczywistość i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jednak całkowity brak jakichkolwiek emocji, uczuć, choć chwilowego zwolnienia tempa nie sprzyjał lekturze. Zdarzały się takie momenty, że byłam po prostu zmęczona tym natłokiem wydarzeń, postaci oraz informacji i musiałam odpocząć.
Bardzo brakowało mi możliwości poznania bliżej głównego bohatera. W zasadzie tylko na początku możemy się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Później opisywana jest tylko jego wojenna działalność. Tak naprawdę, są podawane wyłącznie suche fakty. Prawdę mówiąc, to nie tego oczekiwałam.
Oczywiście, książka ma też swoje zalety. Jak już wspomniałam, na uznanie zasługuje dbałość o szczegóły. Wydarzenia związane z eksterminacją Polaków z terenów Wołynia są poruszane o wiele rzadziej niż te dotyczące na przykład Żydów. Choćby za to należy tę książkę wyróżnić. Praca, jaką autor włożył w zebranie i opisanie tych faktów historycznych jest ogromna. Książka została bardzo dobrze dopracowana.
Przede wszystkim, autor postawił na szczerość i, naprawdę, chwała mu za to. Często można spotkać powieści, w których opisy wydarzeń wojennych zostały okrojone lub przedstawione w łagodniejszy sposób. W tym przypadku taki zabieg nie miał miejsca, a wręcz przeciwnie. Fakty, fakty i jeszcze raz fakty. Być może, a nawet na pewno, często są one brutalne, ale przecież właśnie takie rzeczy miały miejsce, więc dlaczego o nich nie mówić?
Podsumowując. Wołyń. Bez litości jest książką trudną. Nie tylko pod kątem tematyki, ale także odbioru. Jednak absolutnie nie należy jej skreślać, ponieważ w tej całej swojej trudności jest bardzo wartościowa. Jej zawartość jest bardzo cenna dla przyszłych pokoleń, które nie będą miały możliwości kontaktu z ludźmi, którzy przeżyli koszmar wojny. Właśnie takie książki są w stanie uświadomić im, co naprawdę wtedy się działo i jakiego okrucieństwa potrafi dopuścić się człowiek, żyjący tuż obok nas.
Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję autorowi książki,
panu Piotrowi Tymińskiemu.
Boję się takich książek, bardzo je przeżywam, ale czasem trzeba coś takiego przeczytać.
OdpowiedzUsuńTa książka to świetna lekcja historii. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń