Źródło zdjęcia |
Pojawiać się. Znikać. Robić
swoje. Zmieniać miejsce. Nie kochać. Poznawać ludzi. Nie angażować się. Nie
zapomnieć o samej sobie. Oddychać. Szukać. Znaleźć. Odetchnąć. Jechać dalej.
Żyć. To tylko niektóre z poleceń, które Yara wydaje sama sobie. One sprawiają,
że potrafi jeszcze jako tako funkcjonować, choć jest jej trudno. Nie chce
więcej ranić. Nie chce zostawiać za sobą spalonych mostów. Tylko czy potrafi aż
tak zmienić swoje życie?
Yara jest muzą. Nie jakąś
mityczną postacią, ale człowiekiem z krwi i kości, który nadaje sens twórczości
innych, najczęściej mężczyzn. Gdy już im pomoże znika, zostawiając po sobie
ślad w postaci złamanych serc artystów. Yara ma jednak przeświadczenie, że
właśnie takie zranione, cierpiące serce sprawia, że wszelkie dzieła ulegają
zmianie. Nabierają głębszego znaczenia, które trafia do serc odbiorców.
Prowokują do pojawienia się natchnienia, a przecież także o to chodzi w sztuce.
Bez natchnienia, bez weny, nie ma sztuki. Taką weną jest właśnie Yara.
David ma inny pogląd na
świat. Według niego prawdziwa miłość, taka szczera, jedyna na całe życie
istnieje naprawdę. Tylko dzięki uczuciu do Yary powstały jego największe hity,
które zachwyciły nie tylko fanów, ale także jego samego. Czas spędzony bez
swojej żony, bez nawet jednego słowa czy listu, był najbardziej efektywnym
okresem pod względem zawodowym. Życie prywatne jest osobną historią, ponieważ
waliło się jak przysłowiowy domek z kart.
Zapowiadało się, że będzie
naprawdę pięknie. On o nią zabiegał, starał się. Ona była niedostępna, ale
jednocześnie dawała sygnały, że jest nim zainteresowana. Musiało upłynąć trochę
czasu, ale się udało i oto stanęli na ślubnym kobiercu. I tak naprawdę, to by
było tyle. Wiecie, może nie spodziewałam się fajerwerków i wzlotu do nieba z
zachwytu, ale sądziłam, że ta książka będzie bardziej... żywa.
Co mam na myśli? Nie
chodzi o monotonię wydarzeń, bo nie można powiedzieć, że nic się nie działo.
Autorka bardzo fajnie pokazała, że miłość, to nie tylko ochy i achy, że można
się w tym wszystkim zagubić, popełnić błąd (lub nawet kilka), potrzebować
czasu, ale jednak zrozumieć, co jest najważniejsze. I to jest naprawdę super!
Ale sposób, w jaki to zostało przedstawione już nie do końca do mnie przemawia.
Główni bohaterowie niby czują coś do siebie, jakoś to sobie okazują, ale
brakuje mi w tym wszystkim prawdziwej chemii, a przede wszystkim pasji.
Zabrakło energii, zdecydowania,
pasji i chęci. Wiem, co to znaczy zastanawiać się, czego tak naprawdę chcę w
miłości, ale mam wrażenie, że nie będąc bohaterką żadnej książki, a tylko
zwykłym człowiekiem, miałam w sobie więcej życia niż Yara i David. Czytając
miałam takie uczucie, że mimo tego, że są głównymi bohaterami, to wszystko
dzieje się obok nich. Nie tego się spodziewałam.
Żeby nie było, nie neguję
całkowicie tej książki. To, o czym wspomniałam wyżej, czyli pokazanie miłości w
sposób normalny, a nie „cukierkowy” zasługuje na duży plus. Sama zamysł wątku,
że Yara jest muzą Davida również zasługuje na uwagę i, prawdę mówiąc, właśnie
on skusił mnie do przeczytania tej książki. Chciałam poznać historię, w której
to największe uczucie jest pokazane inaczej, mniej tradycyjnie. To otrzymałam i
z tego jestem zadowolona.
Podsumowując. Moje
oczekiwania były większe, ale nie jest tak, że jestem Boginią niewiary
rozczarowana. Tak bym tego nie nazwała. Może tak – nie do końca do mnie
przemówiła, pomimo swojego potencjału. Jeśli ktoś szuka historii, podczas
której chce się po prostu zrelaksować i zapomnieć o codzienności, to ta książka
będzie idealna, bo w gratisie można otrzymać spojrzenie na miłość z zupełnie
innej strony niż zazwyczaj. Jednak jeśli ktoś poszukuje lektury dynamicznej,
ale też o poważniejszym podejściu do tematu, to może się czuć nieco
rozczarowany. Osobiście, mam mocno mieszane uczucia, bo z jednej strony jest
naprawdę w porządku, ale z drugiej jednak razi mnie ten brak charakteru u
bohaterów. Mogło być nieco lepiej.
Za możliwość przeczytania Bogini niewiary dziękuję Wydawnictwu SQN.
Na razie nie trafiłam na żadną osobę, która byłaby zachwycona tą powieścią, co mnie trochę martwi, bo niedawno weszłam w posiadanie "Bogini niewiary". Skoro już "Bad Mommy" mnie zawiodła, to teraz może być tylko gorzej...
OdpowiedzUsuń