Piłka nożna może być ciekawsza niż nam się wydaje,
a przynajmniej, niż mi się wydawało. W takim razie, dlaczego chciałam
przeczytać Wyśnioną jedenastkę? Przecież ten temat jest mi tak daleki, jak
Kraków od Gdańska. Jednak w tej historii znalazło się coś, co przykuło moją
uwagę. Tajemnica, dziwne zbiegi okoliczności, pytania bez odpowiedzi, napady w
zaułkach, ludzie bez twarzy. Do tego Kraków. Po zsumowaniu – coś, co bardzo
lubię.
Zdecydowana większość ulic zamieszczonych w
książce jest mi znana, więc lektura była tym większą przyjemnością, bo razem z
bohaterami mogłam się znaleźć w poszczególnych miejscach. Nie musiałam sobie
ich wyobrażać. Wystarczyło sobie przypomnieć, jak wyglądają i już przenosiłam
się w miejsce akcji. Tych miejsc było wiele, bo wiele przygód przeżył Maciej.
Można pomyśleć, że zdarza mu się wszystko, co tylko zdarzyć się może. Trudno
się jednak dziwić, skoro bohater zajmuje się pisaniem artykułów o tematyce
sportowej do jednej z krakowskich gazet. Tak naprawdę, jest on w centrum
wydarzeń.
On i Karolina. I Agnieszka. W różnym czasie, ale
wszystko kręci się właśnie wokół tek trójki bohaterów. Kim oni są?
Maciek – dziennikarz. Karolina – studentka
filologii. Aga – studentka, zapalona siatkarka z niejednym sukcesem na koncie. Muszę
przyznać, że czasami bałam się Maćka. Nie wiedziałam, w jaki sposób „ugryźć” tę
postać. Bo jak to tak? Nagle bierze udział w obydwu historiach? Pojawia się
tam, gdzie dzieje się najwięcej, czasami nagle i niespodziewanie. Jego
zachowanie wydawało mi się czasami po prostu podejrzane. Jakieś takie
naciągane. Nie polubiliśmy się. O wiele bardziej przypadła mi do gustu postać
Agnieszki. Odważna, szybko podejmująca decyzje, inteligentna, sprytna. Można
nawet powiedzieć, że nieustraszona.
Mimo odstępu czasu obie historie są tak do siebie
podobne, tak bardzo tematycznie powiązane, że jest to aż trudne do uwierzenia.
Chodzi o jedno. O trofeum, które zaginęło, a które chce mieć w posiadaniu aż
zbyt wiele osób.
Fabuła jest dynamiczna, nawet bardzo. Tak naprawdę,
nie ma zbyt wielu momentów, kiedy można odetchnąć i pomyśleć. Wszystko dzieje
się szybko, ale jest to ogromna zaleta. Dużo wydarzeń ma miejsce w 2004 roku, a
rok 2016 wcale nie jest spokojniejszy. I chociaż tych zwrotów akcji jest sporo,
to nie czułam się tym zmęczona. Przeciwnie. Jeszcze bardziej chciałam czytać
dalej i dowiedzieć się, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Wiecie, nie jestem jakąś niesamowitą fanką piłki
nożnej. Mecze oglądam tylko wtedy, gdy gra polska reprezentacja, chyba że Mąż
śledzi jakieś rozgrywki, to wtedy też czasami rzucę okiem. Do tej pory nie
wiem, co to jest spalony i już pogodziłam się z tym, że nigdy nie rozwiąże tej
zawiłej zagadki. Z naszej reprezentacji kojarzę nazwiska, ale z przypisaniem
ich do konkretnych twarzy mam już problem. No, może poza trzema, góra czterema
przypadkami (nie wiedzieć, jak wygląda Lewandowski, Błaszczykowski czy
Szczęsny, to już jednak chyba zbyt duży obciach). Można uznać, że nie jestem ignorantką w 100%
:) Coś tam wiem, zaangażowanie pojawia się co jakiś czas, więc źle nie jest,
ale bez przesady. W codziennym życiu ten temat jest mi totalnie obojętny.
I nagle! Objawienie. Autor książki sprawił, że
zdarzył się cud, bo moje zainteresowanie piłką nożną wzrosło, przynajmniej na
czas czytania jego książki :) I może nie samą piłką nożną, ale jej historią.
Bardzo lubię historię. Uwielbiam, kiedy jest wplatana w fabułę, ale umiejętnie.
Czasami nawet najlepsza książka może zostać zepsuta zbyt dużą ilością faktów
historycznych. Jeśli dodatkowo są one zaprezentowane nieumiejętnie, to książka
robi się po prostu nudna. W tym przypadku tak nie było. Na szczęście.
Nie jest też tak, że pstryknęłam palcami i
zaczęłam oglądać wszystkie możliwe mecze, być na bieżąco z rozgrywkami i
rozumieć ten nieszczęsny spalony. Podejrzewam, że częstotliwość śledzenia
pojedynków piłkarskich nie wzrośnie, ale chyba trochę inaczej ją rozumiem.
Poznałam ją od innej strony, tej ciekawszej, działającej na wyobraźnię. I za to
bardzo dziękuję autorowi, ponieważ nie spodziewałam się, że kiedyś taki moment
nastąpi.
Jak widzicie, ta książka nie jest tylko i
wyłącznie dla fanów piłki nożnej. Jeśli lubicie kryminały, to bez namysłu
sięgnijcie po ten tytuł. Polecam ja każdemu, kto czuję potrzebę zanurzenia się
w tajemnicy i zagadce, kto czuje potrzebę poznania czegoś nowego, jeśli tak jak
ja, nie miał wcześniej większej styczności z historią futbolu. Nie będziecie
zawiedzeni.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję autorowi, panu Pawłowi Fleszarowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz