Zbrodnia jest czymś przerażającym. Świadomość, że istnieją ludzie, dla których życie innych nie jest nic warte nie napawa optymizmem. Nawet jeśli sprawa morderstwa jest już zamknięta, pozostawia po sobie ślad w psychice wielu osób. Przecież nie można nagle zapomnieć, że ktoś dla nas bliski zniknął, bo... bo tak! Bo ktoś miał taki kaprys!
Bartosz Konecki nie ma łatwego życia. Pracował w policji, w na skutek prowadzonej wcześniej sprawy został zwolniony ze służby. Postanowić założyć biuro detektywistyczne. Ciężko stwierdzić, jakie miał oczekiwania, ale jeżeli myślał, że klienci będą stać w kolejkach, żeby skorzystać z jego usług, to po czasie musiał sam przed sobą przyznać, że się mylił. Bardzo się mylił. Dlatego był bardzo zdziwiony, kiedy pewnego dnia okazało się, że dostał zlecenie i to bardzo dla niego korzystne finansowo. Tak naprawdę, nie miał nawet czasu na wyrażenie zainteresowania sprawą. Po prostu ją dostał. Fakt, od początku coś mu nie pasowało w śledzeniu Amelii Stokrockiej, ale w zasadzie nie miał innego wyjścia, jak zacząć ją śledzić.
Były podkomisarz nawet nie przypuszczał, że przyjęte przez niego zlecenie ma jakiekolwiek powiązania z dwoma sprawami, które mają jeden wspólny mianownik, czyli odcięte dłonie u zamordowanych dwóch młodych dziewcząt. Konecki dociera do coraz to nowych i intrygujących informacji. Szare komórki działają na najwyższych obrotach, żeby rozwikłać zagadkę. Sprawa zatacza coraz szersze kręg, coraz więcej osób wydaje się uwikłanych w obie sprawy. Ambitny detektyw robi wszystko, żeby znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania, a jednocześnie zachować życie i wolność. Konsekwencje wykonywanego zawodu praktycznie od razu dają o sobie znać. Praktycznie każdy jego ruch sprawia, że rosną jego problemy z prawem, zleceniodawcą i ukochaną kobietą.
Biorąc pod uwagę fakt, że czytałam już książki Zbigniewa Zborowskiego, byłam pewna, że Kręgi mnie nie rozczarują i miałam rację. Autor zafundował czytelnikom niesamowitą przygodę kryminalną. Każda strona potrafi zaskoczyć, a sama fabuła jest świetnie skonstruowana. Postać Bartosza Koneckiego jest mocno realistyczna i nie zdziwiłabym się, gdybym spotkała go kiedyś na ulicach jakiegoś miasta, kiedy będzie kogoś śledził. Naprawdę, efekt jest taki, że podczas całej lektury miałam wrażenie, że jestem tuż obok Koneckiego i przeżywam wszystko razem z nim, Nawet wtedy, gdy pracownicy Zacharewicza przekazywali mu jego "pozdrowienia" i w mało delikatny sposób przypominali mu, że czas na raport z jego działań zbliża się ku końcowi.
Bardzo zaintrygowała mnie sama sprawa, którą zajmował się Konecki. W pewnym momencie pojawiło się tyle szczegółów i postaci, że miałam pewne obawy co do finału książki. Bałam się, że będzie on absurdalny, żeby tylko jakoś to wszystko zakończyć. Na szczęście tak nie było i odetchnęłam z ulgą, a jednocześnie byłam mocno zaskoczona zakończeniem. Brałam pod uwagę innego sprawcę, a tu proszę. Niespodzianka :) Muszę przyznać, że zagadka do rozwiązania była bardzo złożona. Było wiele aspektów, które należało wziąć pod uwagę, pojawiły się pewne zwroty akcji, a to wszystko można zapisać tylko i wyłącznie na plus, jeśli chodzi o całość. Wszystkie elementy, które znalazły się w fabule złożyły się elegancko w całość. Niczego nie było za dużo, za mało. Nic nie było wyolbrzymione czy stłamszone. Wszystko było idealne. Dobrym zabiegiem było również przeplatanie wydarzeń współczesnych z tymi z lat 90. ubiegłego wieku. Wprowadzało to pewną świeżość do fabuły, a jednocześnie sprawiało, że myśli gnały do kolejnej części i zakończenia.
Jak już wspomniałam, miałam już do czynienia z twórczością tego autora. Jakiś czas temu czytałam dwie jego książki, czyli Pąki lodowych róż (RECENZJA) oraz Trzy odbicia w lustrze (RECENZJA). Nie czytałam ich po kolei, bo (muszę się przyznać) kupując ten pierwszy tytuł na Targach Książki w Krakowie nie wiedziałam, że to jest druga część. Dopiero później okazało się, że zaczęłam nie od tej książki, co trzeba i szybko to nadrobiłam, ale czytanie nie w tej kolejności, co trzeba nie sprawiło mi żadnego problemu. Tym razem też tak było. Pierwsza część cyklu dotyczącego Bartosza Koneckiego, czyli Skaza nie trafiła (jeszcze) w moje ręce. Przed rozpoczęciem czytania Kręgów bałam się, że może mi to sprawić problem, ale miałam w pamięci wcześniejsze doświadczenia i zaryzykowałam. Bardzo dobrze zrobiłam! Fakt, pojawiały się odniesienia dotyczące wcześniejszych wydarzeń, ale nie miało to wpływu na główny wątek. Czytało mi się rewelacyjnie! Co nie zmienia faktu, że jak tylko będę miała możliwość przeczytania Skazy, to od razu to zrobię ;)
Tak na zakończenie. Tę książkę po prostu chciało się czytać i muszę przyznać, że kończąc ostatnie zdanie czułam swego rodzaju smutek, że to już koniec. Nie zdarza mi się to zbyt często, więc dla mnie jest to kolejny znak, że książka Zbigniewa Zborowskiego zasługuje na najwyższą uwagę.
Bartosz Konecki nie ma łatwego życia. Pracował w policji, w na skutek prowadzonej wcześniej sprawy został zwolniony ze służby. Postanowić założyć biuro detektywistyczne. Ciężko stwierdzić, jakie miał oczekiwania, ale jeżeli myślał, że klienci będą stać w kolejkach, żeby skorzystać z jego usług, to po czasie musiał sam przed sobą przyznać, że się mylił. Bardzo się mylił. Dlatego był bardzo zdziwiony, kiedy pewnego dnia okazało się, że dostał zlecenie i to bardzo dla niego korzystne finansowo. Tak naprawdę, nie miał nawet czasu na wyrażenie zainteresowania sprawą. Po prostu ją dostał. Fakt, od początku coś mu nie pasowało w śledzeniu Amelii Stokrockiej, ale w zasadzie nie miał innego wyjścia, jak zacząć ją śledzić.
Były podkomisarz nawet nie przypuszczał, że przyjęte przez niego zlecenie ma jakiekolwiek powiązania z dwoma sprawami, które mają jeden wspólny mianownik, czyli odcięte dłonie u zamordowanych dwóch młodych dziewcząt. Konecki dociera do coraz to nowych i intrygujących informacji. Szare komórki działają na najwyższych obrotach, żeby rozwikłać zagadkę. Sprawa zatacza coraz szersze kręg, coraz więcej osób wydaje się uwikłanych w obie sprawy. Ambitny detektyw robi wszystko, żeby znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania, a jednocześnie zachować życie i wolność. Konsekwencje wykonywanego zawodu praktycznie od razu dają o sobie znać. Praktycznie każdy jego ruch sprawia, że rosną jego problemy z prawem, zleceniodawcą i ukochaną kobietą.
Biorąc pod uwagę fakt, że czytałam już książki Zbigniewa Zborowskiego, byłam pewna, że Kręgi mnie nie rozczarują i miałam rację. Autor zafundował czytelnikom niesamowitą przygodę kryminalną. Każda strona potrafi zaskoczyć, a sama fabuła jest świetnie skonstruowana. Postać Bartosza Koneckiego jest mocno realistyczna i nie zdziwiłabym się, gdybym spotkała go kiedyś na ulicach jakiegoś miasta, kiedy będzie kogoś śledził. Naprawdę, efekt jest taki, że podczas całej lektury miałam wrażenie, że jestem tuż obok Koneckiego i przeżywam wszystko razem z nim, Nawet wtedy, gdy pracownicy Zacharewicza przekazywali mu jego "pozdrowienia" i w mało delikatny sposób przypominali mu, że czas na raport z jego działań zbliża się ku końcowi.
Bardzo zaintrygowała mnie sama sprawa, którą zajmował się Konecki. W pewnym momencie pojawiło się tyle szczegółów i postaci, że miałam pewne obawy co do finału książki. Bałam się, że będzie on absurdalny, żeby tylko jakoś to wszystko zakończyć. Na szczęście tak nie było i odetchnęłam z ulgą, a jednocześnie byłam mocno zaskoczona zakończeniem. Brałam pod uwagę innego sprawcę, a tu proszę. Niespodzianka :) Muszę przyznać, że zagadka do rozwiązania była bardzo złożona. Było wiele aspektów, które należało wziąć pod uwagę, pojawiły się pewne zwroty akcji, a to wszystko można zapisać tylko i wyłącznie na plus, jeśli chodzi o całość. Wszystkie elementy, które znalazły się w fabule złożyły się elegancko w całość. Niczego nie było za dużo, za mało. Nic nie było wyolbrzymione czy stłamszone. Wszystko było idealne. Dobrym zabiegiem było również przeplatanie wydarzeń współczesnych z tymi z lat 90. ubiegłego wieku. Wprowadzało to pewną świeżość do fabuły, a jednocześnie sprawiało, że myśli gnały do kolejnej części i zakończenia.
Jak już wspomniałam, miałam już do czynienia z twórczością tego autora. Jakiś czas temu czytałam dwie jego książki, czyli Pąki lodowych róż (RECENZJA) oraz Trzy odbicia w lustrze (RECENZJA). Nie czytałam ich po kolei, bo (muszę się przyznać) kupując ten pierwszy tytuł na Targach Książki w Krakowie nie wiedziałam, że to jest druga część. Dopiero później okazało się, że zaczęłam nie od tej książki, co trzeba i szybko to nadrobiłam, ale czytanie nie w tej kolejności, co trzeba nie sprawiło mi żadnego problemu. Tym razem też tak było. Pierwsza część cyklu dotyczącego Bartosza Koneckiego, czyli Skaza nie trafiła (jeszcze) w moje ręce. Przed rozpoczęciem czytania Kręgów bałam się, że może mi to sprawić problem, ale miałam w pamięci wcześniejsze doświadczenia i zaryzykowałam. Bardzo dobrze zrobiłam! Fakt, pojawiały się odniesienia dotyczące wcześniejszych wydarzeń, ale nie miało to wpływu na główny wątek. Czytało mi się rewelacyjnie! Co nie zmienia faktu, że jak tylko będę miała możliwość przeczytania Skazy, to od razu to zrobię ;)
Tak na zakończenie. Tę książkę po prostu chciało się czytać i muszę przyznać, że kończąc ostatnie zdanie czułam swego rodzaju smutek, że to już koniec. Nie zdarza mi się to zbyt często, więc dla mnie jest to kolejny znak, że książka Zbigniewa Zborowskiego zasługuje na najwyższą uwagę.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz