Źródło zdjęcia |
Daty mają swoje znaczenie. Każdy dzień wygląda zupełnie inaczej, jednak nie wszystkie zapisują się w naszej pamięci. Ile jest takich chwil, o których zapominamy nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Mnóstwo. Pośród nich znajdują się jednak takie, które już na zawsze są wyryte w naszej pamięci. Nawet wtedy, gdy te wspomnienia nie są przyjemne, nie chcemy o nich pamiętać, one nie znikają i są już z nami na zawsze. Co dzieje jednak wtedy, gdy chodzi o jeden konkretny dzień w roku? W tym dniu zaczęło się coś, co nie może się zakończyć ot tak, po prostu. Takich sytuacji jest wiele. Wszystko kiedyś przecież się zaczyna. Różnica jest jedna. Żeby ten konkretny moment miał szansę na przetrwanie, na kontynuację, musi minąć rok. Bez żadnego kontaktu. Bez jednego słowa. Cały, okrągły rok. Da się tak?
Fallon ma za sobą takie przeżycia, o których nie chce nawet myśleć, a nie musi to robić praktycznie za każdym razem, gdy patrzy w lustro. Nie może nie widzieć blizn. Wie, że każdy je widzi, a przynajmniej tak się jej wydaje. Ojciec nie pozwala jej zapomnieć, że już nie jest tą samą osobą, co przed pożarem. Według niego, jej szanse na bycie aktorką zniknęły z dniem wypadku. Chyba to był kolejny powód ich coraz rzadszych spotkań. Teraz chciała pożegnać się z nim przed wyjazdem, przed swoją wielką próbą. Nawet nie przypuszczała, że to spotkanie przyniesie jej znajomość, która będzie miała zupełnie inne oblicze niż te, z którymi do tej pory miała do czynienia.
Spotkali się z Benem zupełnie, całkowicie przypadkiem 9 listopada. Widział, że Fallon ma dość. Ile można znosić ironiczne, wręcz złośliwe komentarze od własnego ojca? Raczej niezbyt długo. Ben po prostu nie wytrzymał i musiał jej pomóc. Tak to wszystko się zaczęło. Wzajemne przyciąganie sprawiło, że widzieli, że ta znajomość nie jest bez znaczenia i muszą ją kontynuować. Jak to zrobić, jeśli dziewczyna tego samego dnia miała wyjechać do Nowego Jorku, aby rozpocząć nowy rozdział swojego życia? Nie chciała z tego rezygnować i wcale się jej nie dziwię. Decyzja zapadła. Spotkają się za równy rok, w tym samym miejscu o konkretnej godzinie. W ciągu tego roku nie będą się ze sobą w żaden sposób kontaktować. Spotkania, rozmowy telefoniczne, internetowe, wiadomości, znajomość na Facebooku - nic, zupełnie nic nie wchodziło w grę. Tylko czekanie, cierpliwość i życie własnym życiem.
Relacja, jaka powstała między tymi bohaterami jest bardzo rzadko spotykana, o ile w ogóle. Powiedzcie sami. Czy bylibyście zdecydowani na coś takiego? Poznajecie kogoś, spędzacie z nim dosłownie kilka godzin, a następne spotkanie ma się odbyć dopiero za rok. Przecież w tym czasie tyle może się zdarzyć! I dzieje się! W życiu każdego z nich zachodzą ogromne zmiany, mają one także wpływ na ich spotkania. Każdy 9 listopada ma dla nich znaczenie. Czekają na tę datę cierpliwie. Naprawdę starają się. Osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ta historia ma w sobie jakiś magnes. Nie mogłam przestać o niej myśleć. Bohaterowie nie byli pierwszymi lepszymi postaciami, jakich można się spodziewać. Fallon i Ben mają charaktery jedyne w swoim rodzaju. Dziewczyna, która mając za sobą takie przejścia, daje radę stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością i się nie poddaje. Jest twarda. Ma chwile słabości, bo kto ich nie ma? Jednak potrafi się otrząsnąć i żyć dalej. Taką postawę trzeba podziwiać. Postać Fallon jest przykładem dla wielu osób, które są w podobnej sytuacji. Może się wydawać, że niczego już nie mogą spodziewać się od życia, gra skończona, a tu proszę. Da się. Trzeba tylko chcieć i wykonać pierwszy krok.
Ben z kolei jest pisarzem, ale specyficznym. Nie pisze na siłę, dla kariery. On czeka. Czeka na kolejne elementy fabuły, które są fragmentami rzeczywistości. Można pomyśleć: ej, ale co jest trudnego w opisywaniu własnego życia? Trzeba tylko usiąść i ująć w słowa wydarzenia, które miały miejsca, dodać jakieś opisy i wsio! Wyobraźnia niepotrzebna, brak weny nie doskwiera, trzeba tylko być trochę cierpliwym i tyle. Uważam jednak, że nie ma chyba nic trudniejszego od rozliczenia się z własną przeszłością. Każde zdanie, każda strona, każdy rozdział. One były dla Bena swego rodzaju udręką prowadzącą do oczyszczenia. Dodajcie do tego niepokój i strach przed reakcją Fallon, i voilà! Właśnie widzicie, jakie to łatwe i przyjemne. Tak naprawdę, jest wręcz przeciwnie.
November 9 oderwie Was od rzeczywistości. To nie jest zwykła historyjka miłosna. Uczucie jest pokazane od zupełnie innej strony i można spokojnie stwierdzić, że to wcale nie jest główny wątek powieści. Na ten tytuł zasługuje coś innego. Pogodzenie się z przeszłością, pełna świadomość błędów, które zostały kiedyś popełnione i prawdziwa chęć, aby w pewnym stopniu, choćby niewielkim, naprawdę mikroskopijnym, te błędy naprawić. Nie zawsze jest to możliwe. Niektóre czyny są przecież nieodwracalne i nic ani nikt tego nie zmieni. Jednak zrozumienie tego i przyznanie się do tego, jest niezmiernie ważne. I właśnie ta kwestia jest, według mnie, najważniejszym wątkiem tej książki.
Do tej pory przeczytałam tylko jedną książkę tej autorki, mianowicie Maybe Someday (recenzja - KLIK). Byłam nią zachwycona i bardzo mnie ciekawiło, czy inne tytuły są tak samo wciągające. Okazało się, że tak, a nawet bardziej. November 9 jest czymś niesamowitym. Prawdę mówiąc, mam ogromny dylemat, która z tych książek jest lepsza. Nie umiem się zdecydować. Aż się boję czytać inne powieści Colleen Hoover, bo obawiam się, że problem będzie miał wtedy jeszcze większą skalę ;)
November 9 przeczytałam w ramach akcji Booktour, która została zorganizowana przez Booksbymags oraz Wydawnictwo Otwarte.
Nie czytałam niczego tej autorkiem, ale chyba czas to zmienić.
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz spróbować :)
UsuńColleen Hoover wie, jak wciągnąć czytelnika :) Czytałam już kilka jej książek, także November 9 i miło wspominam :)
OdpowiedzUsuń