Sześć sióstr ma coraz mniej czasu na znalezienie tej siódmej, ostatniej. Jeżeli chcą, aby wzięła udział w złożeniu pamiątkowego wieńca na cześć Pa Salta, muszą się pospieszyć. Merope. Jedna wielka niewiadoma. Gdzie jej szukać? Ile ma lat? Jaka jest jej historia? Pytań wiele, a cały czas pojawiają się kolejne, bo i sytuacja nie należy do najprostszych. Siostry nawet nie przypuszczały, że kiedykolwiek będą mogły nawet pomyśleć o znalezieniu Merope, a tymczasem okazuje się, że ona naprawdę istnieje! Co mogą zrobić? Działać!
Chyba nikt się nie spodziewał, że poszukiwania siódmej siostry będą przypominały pościg. Mery znajduje się, prawie cały czas, w jednym miejscu, ale to jej matka, Mary, ma coś, co może potwierdzić, że jej córka jest tą właściwą osobą. Cóż z tego, skoro cały czas wymyka im się z rąk? Nowa Zelandia, Kanada, Londyn, Irlandia, a to wcale nie koniec!
Te "ucieczki" Mary nie do końca są przypadkowe. Kobieta ma w tym swój cel, boi się tego, co może wyniknąć ze spotkania z którąś z sióstr D'Aplièse. Jej przeszłość nie jest jasna i ma podstawy ku temu, żeby martwić się o bezpieczeństwo swoje oraz swoich dzieci. W czasie podróży Mary sięga po coś, co leżało wśród jej rzeczy wiele lat nietknięte. Leżało i czekało na ten moment, kiedy Mary będzie gotowa na zmierzenie się z przeszłością i poznanie prawdy. Kobieta nie spodziewała się, że historia jej rodziny jest aż tak pełna zagadek, ryzyka, ale także miłości i poświęcenia.
W Zaginionej Siostrze pojawiło się kilka odpowiedzi, ale jeszcze więcej niewiadomych. Tak naprawdę nie wiadomo jaka jest prawda i dlaczego Pa Salt zdecydował się na adopcję tych konkretnych dzieci. To jest prawdziwa zagadka. Mam wrażenie, że jej rozwiązanie zaskoczy wiele osób. Historia Merope jest skomplikowana i naprawdę niezwykła. Autorka ponownie zabiera nas w podróż, która na długo pozostaje w pamięci i sprawia, że nie można nie myśleć o tym, co będzie dalej. Magia sagi Siedmiu Sióstr działa w dalszym ciągu.
Czytanie Zaginionej Siostry było dla mnie bardzo trudne. Odebrałam książkę z księgarni, doczytałam wcześniejszy tytuł i z wielką radością sięgnęłam po siódmy tom sagi. Czekałam na ten moment z ogromną niecierpliwością! Pierwsze 100 stron przeczytałam w mgnieniu oka. A potem dowiedziałam się ze strony Wydawnictwa Albatros, że Lucinda Riley przegrała walkę z chorobą. I koniec, blokada. Czułam taki smutek, że aż sama byłam tym zdziwiona. Przecież nie znałam tej kobiety! Czytałam tylko jej książki, ale przez te piękne historie, które stworzyła stała mi się bardzo bliska i naprawdę odczułam tę stratę. Może ma to charakter egoistyczny, ponieważ mam świadomość, że żadna książka Lucindy Riley już nie powstanie (choć w tym momencie wiadomo, że finał sagi pojawi się dzięki synowi autorki) i to jest ogromna strata dla literackiego świata.
Nie umiałam czytać dalej. Ja tę książkę męczyłam. Mój Mąż świadkiem, że przeczytałam 10-20 stron i ją odkładałam. Czułam się bardzo przytłoczona śmiercią autorki zaraz po premierze wyczekiwanego tytułu i nie potrafiłam tego "przeskoczyć". I nie, to nie jest kwestia samej książki, bo fabuła była, jak zawsze, wciągająca i chciałam wiedzieć, co będzie dalej, ale jednocześnie miałam świadomość, że gdy skończę, nastąpi coś... ostatecznego (wtedy jeszcze nie było informacji dotyczących ósmego tomu). Czuję ogromny żal. Oczywiście, to nie jest pierwszy pisarz, który zmarł i którego powieści czytałam, ale Lucinda Riley pisała książki szczególne. I ta myśl, że to już koniec jest najzwyczajniej w świecie smutna.
Żal po stracie kogoś bliskiego jest bardzo specyficznym uczuciem. Człowiek funkcjonuje dalej, bo nie ma innego wyjścia. Czasami zapomina o tym, co się stało, ale w pewnym momencie wraca świadomość tej straty. Szczerze? Ten moment przypomnienia sobie, że tego kogoś już nie ma jest chyba najgorszy. Ta myśl, że przecież już nie będzie można z tą osobą porozmawiać, zadzwonić do niej, odwiedzić, przytulić. To boli, a ten ból nie przypomina żadnego innego. Trzeba do tego dodać fakt, że taka sytuacja będzie się powtarzać, że ten ból nie zniknie, może osłabnie, ale kiedyś wróci, być może ze zdwojoną siłą. Nie lubię takich myśli, przypominają mi, że nasz czas nie jest nieograniczony, że mamy tylko jedno życie i jedną szansę, żeby przeżyć je dobrze.
Jak widzicie ten tekst różni się od innych. Mało o fabule, więcej przemyśleń i smutku. Mam nadzieję, że Was tym nie zniechęciłam i, jeśli jeszcze nie czytaliście ostatniego tomu lub w ogóle nie znacie tej serii czy twórczości Lucindy Riley, to sięgnięcie po te książki.
Zapewniam Was, że nie będziecie tego żałować.
Jeszcze nie czytałam żadnej książki Riley :)
OdpowiedzUsuńTo trzeba to koniecznie nadrobić :)
Usuń