Nie ma rodzica, który nie drżałby ze strachu o swoje dziecko. O jego zdrowie, bezpieczeństwo czy szczęście. Posiadanie dzieci, to ogromna odpowiedzialność, która trwa do końca życia. Samotni rodzice tę odpowiedzialność czują dwa razy mocniej. Są sami ze wszystkim, tylko w nich córka czy syn może znaleźć oparcie i pocieszenie, a przecież jest jeszcze wiele innych rzeczy, o które trzeba się zatroszczyć. Jeżeli dodać do tego przeszłość, która niespodziewanie daje o sobie znać, to wiadome jest, że sprawa musi się skomplikować.
Lena jest samotną matką. Codziennie staje przed wieloma wyzwaniami, które stara się pokonać, aby zapewnić swojej córce szczęśliwe i spokojne dzieciństwo. Ma na kogo liczyć, przyjaciele nie zostawią jej samej w potrzebie, ale i tak musi się nieźle nagimnastykować, żeby wszystko było dobrze zorganizowane. Nie spodziewała się, że ich w miarę poukładane życie ulegnie zmianie. Lena została zmuszona do szukania nowej pracy. Już to napawało ją strachem, ale poradziła sobie. Znalazła nową posadę, zaaklimatyzowała się w firmie, którą znała z opowieści przyjaciółki i mogła zacząć od nowa. Być może nawiązanie bliższej relacji z szefem nie jest tak do końca dobrym pomysłem, ale serce chciało inaczej. Wszystko się układało po tej małej rewolucji i wtedy pojawił się Borys.
Borys. Szalona miłość z czasów studenckich. Zakończona jego zniknięciem tuż po narodzinach Basi. Zostawił ją. Zniknął na 11 długich lat. I teraz nagle chce odzyskać kontakt z córką? Chce stworzyć szczęśliwą rodzinę, o której zapomniał na tak długi czas? Lena doskonale wie, że jego interesy sprzed lat nie były do końca legalne. Nie ma za to pewności, że Borys ma uczciwe zamiary. Zbyt dobrze pamięta wydarzenia sprzed lat. Cokolwiek się nie wydarzy, dla niej najważniejsza jest Basia. Ma czuć się bezpiecznie i pewnie. Bez kłamstw, oszukiwania i złudnych nadziei. Czy Borys jest w stanie to zrozumieć?
Ilona Gołębiewska przekazała w ręce czytelników piękną historię o odwadze, wytrwałości i miłości. Nie czytałam wcześniej jej książek, ale już biorąc do ręki Twój uśmiech miałam przeczucie, że będzie dobrze. I było. Przeczytałam tę książkę bardzo szybko i z każdą przeczytaną stroną żałowałam, że zbliżam się do końca. Fabuła jest tak lekka i wciągająca, a jednocześnie poruszająca naprawdę ważne tematy. Bardzo przypadło mi do gustu zakończenie. Nie będę spoilerować. Zdradzę jedynie, że nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać.
Postać Leny jest intrygująca. Wydaje się być delikatną i niepozorną osobą, która może sobie nie poradzić z tymi wszystkimi problemami pojawiającymi się niczym grzyby po deszczu. I zaskoczenie. Ta kobieta ze wszystkim sobie poradzi i nie da sobie w kaszę dmuchać. Jak widać, pozory mylą. Szczerze? Jestem dumna z tej bohaterki. Wiadomo, miała pomoc w postaci przyjaciół, ale podejrzewam, że i bez nich rozwiązałaby wszystkie problemy. Była bardzo zdeterminowana, aby wszystko ułożyło się jak należy. Nie obyło się bez chwil niepewności, zwątpienia, a nawet rozpaczy. To było nieuniknione, ale też potrzebne. Gdy te gorsze momenty mijały Lena czuła się silniejsza i jeszcze bardziej zależało jej na osiągnięciu celu.
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę. Mam wrażenie, że powinnam nadrobić inne tytuły tej autorki, bo ominie mnie coś ważnego. Polecam Wam jej twórczość już na podstawie tej jednej książki. Jestem pewna, że miło spędzicie z nią czas i nie będziecie żałować wyboru. Tak jak ja.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz