Szok i niedowierzanie. Strach. Przerażenie. Poczucie bezradności. Tak wiele słów oraz emocji, które w żaden sposób nie są w stanie realnie odzwierciedlić tego, co dzieje się w głowie czytelnika tej książki. Po jej przeczytaniu bardzo długo nie byłam w stanie zebrać myśli. Nie mieściło mi się w głowie, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. W głębi duszy miałam nadzieję, że zaraz okaże się, że to jednak jest wytwór czyjejś wyobraźni. Tak się nie stało.
Pozornie Turpinowie byli zwyczajną wielodzietną rodziną. Taką jakich wiele. Może dzieci rzadko wychodziły na zewnątrz, nie były zbyt towarzyskie. Raczej nie szukali kontaktu z sąsiadami czy rówieśnikami. Żyli swoim życiem, sami ze sobą. Ich wizerunek kojarzył się ze zdjęciami w identycznych strojach. Nikt nawet nie podejrzewał, że za tymi ubraniami, drogimi zabawkami i odsunięciem się od innych ludzi rozgrywa się prawdziwe piekło.
Był 2018 rok, kiedy siedemnastoletnia Jordan odważyła się uciec z domu i powiadomić policję o wydarzeniach w jej domu. Tym sposobem sprawa ujrzała światło dzienne. Okazało się, że Louise i David Turpin mieli trzynaścioro dzieci, w wieku od dwóch do dwudziestu dziewięciu lat, nad którymi znęcali się w okrutny sposób. Dzieci teoretycznie podlegały edukacji domowej, jednak ich poziom wiedzy odpowiadał pierwszej klasie szkoły podstawowej. Były głodzone, nie pozwalano im się kąpać częściej niż raz w roku. Cały czas nosiły te same ubrania. W razie nieposłuszeństwa były przykuwane łańcuchami do ram łóżek. To są tylko przykłady. Sytuacji, w których dzieci były zaniedbywane i poniżane, było znacznie więcej.
Czytając tę książkę, nie wierzyłam własnym oczom. To, że ktoś tak traktuje własne dzieci, w ogóle ludzi, jest dla mnie nie do pomyślenia. Tak samo wielkim zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że nikt, naprawdę nikt, nie zauważył, że dzieje się coś złego. Że dzieci początkowo chodzą do szkoły, widać, że są zaniedbane, a następnie przestają pojawiać się na zajęciach. Argumentem jest edukacja domowa, ale przecież i ona podlega odpowiednim instytucjom i jest kontrolowana! Nie mieści mi się w głowie, jaki koszmar przeżywały te dzieci, a także ostatecznie - dorośli ludzie. Pomyślcie, jak bardzo byli zniewoleni, skoro mając prawie trzydzieści lat, nie mieli odwagi na wyrwanie się spod kurateli okrutnych rodziców.
To nie jest łatwa książka. Wielokrotnie ją odkładałam, ale zaraz sięgałam po nią ponownie. Chciałam wiedzieć, czy Turpinowie ponieśli karę za swoje czyny. Byłam też ciekawa, jak sąsiedzi oraz rodzina tłumaczyli fakt, że przez tyle lat nikomu nie zgłosili takiego okrucieństwa. Prawdę mówiąc, to mnie przeraziło. Jak bardzo trzeba być zaślepionym i nieczułym, żeby nie widzieć takich rzeczy! Żeby je ignorować i uważać za normalne! Być może nie jestem sprawiedliwa dla tych ludzi, ale według mnie nie powinno to tak wyglądać.
I jest to nauczka dla wielu osób. Nie bądźmy obojętni na to, co dzieje się wokół nas. Niewykluczone, że dzięki naszej reakcji, ktoś przestanie bać się o własne życie, kogoś uratujemy przed strasznym losem.
Sięgnijcie po tę książkę, jednak pamiętajcie, że może Was sponiewierać emocjonalnie. Nie żartuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz