Zoe nic nie pamięta. Ostatnią rzeczą, jaką jest w stanie sobie przypomnieć, to przygotowania z druhnami, a następnie widok zmartwionej twarzy narzeczonego. Okoliczności utraty przytomności są dla niej zagadką. Po dziesięciu latach w dalszym ciągu nie wie, co się mogło wtedy wydarzyć. Życie płynie tak, jakby nic się nie stało. Zoe ma męża, dzieci, stałą pracę i właśnie jest w trakcie organizacji przyjęcia z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. Czy może być lepiej? Chyba nie, choć gdzieś tam, z tyłu głowy, cały czas uwiera ją myśl, że coś jej umyka, że brakuje jej pewnego elementu, który mógłby wszystko wyjaśnić.
Zaczyna dziać się coś dziwnego. Ludzie zaczynają unikać Zoe. Nie zrobiła nic złego (a przynajmniej, nie świadomie), a nagle bliskie osoby unikają jej wzroku, nie odpowiadają na wiadomości, nie reagują na próby kontaktu. Rys na idealnym obrazie otaczającego ją świata jest coraz więcej. Pojawiają się kłamstwa, tajemnice, plotki. Ten obraz się sypie, a Zoe nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje! Rośnie jej frustracja, a tak prawdę mówiąc, nie ma na kim się oprzeć. Straciła zaufanie do męża. Czuje, że wszyscy coś przed nią ukrywają. Żeby ją chronić? Być może. Jednak najważniejsza jest prawda, a w tym momencie właśnie tego najbardziej potrzebuje bohaterka.
Wątek utraty pamięci daje tyle możliwości! Co tam się mogło zdarzyć? Zoe nie pamięta czy nie chce pamiętać wydarzeń sprzed lat? Jakim cudem, nagle pojawia się jej zaginiona siostra? Teściowa zastępująca matkę jest jej przyjaciółką, a może wręcz przeciwnie? Może jej ufać? I najważniejsze pytanie. Czy Zoe może zaufać samej sobie? Swoim przeczuciom, wiedzy?
Jest tyle niedopowiedzeń, wydarzeń, które pojawiają się w trakcie czytania, że nie wiadomo, czego można się złapać, żeby poznać prawdę. Kiedy już wydaje się, że coś gdzieś świta, nagle okazuje się, że nie. Tak nie jest. To nie ma związku z faktycznymi wydarzeniami. Bohaterka krąży, a my razem z nią. Zakończenie jest zaskakujące i przytłaczające jednocześnie. Tajemnica, skrzętnie skrywana przez tyle lat, wychodzi w końcu na jaw. Zoe musi ją udźwignąć.
To nie jest klasyczny thriller. Początkowo fabuła jest bardzo łagodna. Daje złudzenie, że to przecież powieść obyczajowa, gdzie tam jej do thrillera! Ten tytuł ćwiczy naszą cierpliwość. Każe na siebie czekać. Rozpędza się niczym karuzela w wesołym miasteczku. Napięcie jest budowane stopniowo, aby nasza ciekawość rosła z każdym przeczytanym zdaniem. Autorka zrobiła to po mistrzowsku! Ten niepozorny początek, wciągający środek i poruszające zakończenie składa się w książkę niesamowitą. Wiedziałam, że chcę przeczytać tę książkę od momentu, gdy przeczytałam jej opis w zapowiedziach. Wiedziałam, że nie będę żałować wyboru. Jednak nawet nie przypuszczałam, że będzie AŻ TAK dobra!
Jeżeli chcecie przeczytać coś nieoczywistego, co Was zaskoczy i będziecie przecierać oczy z niedowierzania, sięgnijcie po Żonę. Zapewniam Was, że nie będziecie się mogli od niej oderwać i mimowolnie zostaniecie wciągnięci w fabułę, która jest jedną wielką tajemnicą.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz