Zbliża się czas, kiedy buszowanie po sklepach z wszelkiego rodzaju drobiazgami sprawia nam szczególną przyjemność. Dekoracje, światełka, świąteczna muzyka i to coś, małe coś, często wręcz nieuchwytne, co sprawia, że chcemy komuś sprawić radość naszymi poszukiwaniami. W tym przedświątecznym czasie dzieje się również wiele rzeczy, często magicznych, które napędzają nas na kolejne miesiące, a czasami, nawet lata. Właśnie wtedy dzieją się cuda! Mamy w nich udział większy lub mniejszy, ale on jest i to się liczy. A jak to było ze sklepikiem Fortuna Vintage? Czy tam również miała swój udział magia, czy tylko (albo aż) zwykła ludzka dobroć?
Sklepik stworzyły siostry, Zoja i Lena. Obie z ogromnym talentem postanowiły sprawiać ludziom radość, poprzez sprzedawanie rzeczy rzadko spotykanych, wyjątkowych. Chciały, aby stare przedmioty przeżywały drugą, a potem i trzecią młodość, żeby na nowo zostało docenione ich piękno.
Kiedy w ich drzwiach pojawił się Marek Stryjewski, nie sądziły, że wydarzenia przybiorą taki obrót. Mężczyzna przyszedł do nich z kufrem pełnym starych rzeczy. Chciał, żeby Zoja z Leną wystawiły je na sprzedaż, a dochód przeznaczyły na schronisko dla psów. Dziewczyny zaczęły swoje działania, aż odebrały pewną wiadomość. Wśród przeróżnych rzeczy znalazł się jedyny w swoim rodzaju medalion. Już na zdjęciach prezentował się wyjątkowo. Nadawca wiadomości twierdził, że wie, kto jest jego właścicielem. I wtedy zaczęła się magia.
Zarówno Zoja, jak i Lena, były pod ogromnym wrażeniem Celiny. Mimo strasznych przeżyć ta starsza kobieta potrafiła korzystać z każdego danego jej dnia w maksymalny sposób, wyciskała go jak cytrynę. Przy tym wszystkim nie zapominała o innych, często w o wiele gorszej sytuacji niż ona. Odkąd wnuk pokazał jej zdjęcie medalionu, miała tylko jedno marzenie, aby do niej wrócił. Miał dla niej ogromną wartość sentymentalną. Okoliczności, w jakich go otrzymała oraz zawarta w medalionie fotografia miały dla niej ogromne znaczenie. Był tak blisko, na wyciągnięcie ręki, i nie chciała stracić go ponownie.
Cała historia jest, wbrew pozorom, bardzo realna. Doświadczenia każdego bohatera mogą dotyczyć każdego z nas. Są prawdziwie bolesne, szczególnie te dotyczące życia Celiny. Ile jest czy było osób, które kilkadziesiąt lat temu przez panujący ustrój straciły kogoś tak bliskiego, że myśl o tym sprawiała niewyobrażalny ból? Nie da się zliczyć. Dlatego, gdy pojawia się szansa na spotkanie kogoś takiego, nie można z niej nie skorzystać. Celina czuła, że to jej jedyna szansa, aby jeszcze raz spotkać Stanisława, porozmawiać z nim i dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się wiele lat temu.
Bohaterowie powieści przeżywają wiele radosnych, ale także smutnych i wymagających chwil. Każda z nich jest dla nich nowym doświadczeniem i nauką na przyszłość. Chcą maksymalnie wykorzystać kolejne chwile, które nie zawsze są dla nich proste. Nie poddają się, lecz idą naprzód. I to nie jest jakaś specjalna odwaga czy wytrwałość, lecz po prostu życie. Nie tylko oni muszą podejmować trudne decyzje czy pogodzić się z porażką. Takie sytuacje spotykają każdego z nas. Dlatego tak lubię powieści tej autorki, ponieważ można w nich spotkać prawdziwe życie.
Jeżeli szukacie książki, która będzie dla Was prawdziwym relaksem i odpoczynkiem, która kojarzy Wam się ze spokojem, to możecie bez wahania sięgnąć po nową powieść Ilony Gołębiewskiej. Znajdziecie tam chwile dla siebie i przyjemnie spędzony czas. Jest idealna na te przedświąteczne dni, które są przed nami.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz